Darrik Cross, pospolity łowca nagród, siedział pod jednym z Dathomirskich drzew. Wszystko tu było takie przytłaczające, przez co samopoczucie Crossa było fatalne. Mężczyzna dyszał ciężko i co jakiś czas wyglądał zza pnia, czy nadal za nim biegną. Parszywi jedi wciągnęli go w jakąś pułapkę. Miał się tu spotkać w sprawie zlecenia, a wpadł w samo centrum frontu tej pieprzonej wojny. Po chwili oddychał już normalnie, wyjął z pasa strzykawkę i wbił ją sobie w okolice biodra, by uśmierzyć ból. Jeden z jedi użył na nim mocy, co spowodowało, że Darrik nabił się na jeden z prętów które walały się po okolicy. Rozciął sobie cały bok, a ból nie pozwolił mu się sprawnie poruszać. Nagle w oddali usłyszał głosy. Zrezygnowany zaklął pod nosem i skierował małą atenkę umieszczoną na kasku w stronę skąd dochodziły dźwięki. Od razu przechwycił je i nagłośnił.
-Dajcie spokój to przecież łowca nagród, nie posiada jakichś specjalnych mocy. Jak mógł wam uciec? – to był nowy głos, tego Darrik nie zarejestrował podczas wcześniejszego spotkania z jedi. Następny jednak był mu już znajomy.
-Daj spokój gdyby ktoś zionął ci ogniem w twarz to nie powiesz mi, że byś to wytrzymał… co z tego że mamy moc, w naszej naturze nie leży zabijanie. Poza tym, mamy go dostarczyć w całości do centrum dowodzenia. Widać wiążą z nim jakieś plany – łowca nagród przeanalizował słowa kobiety i stwierdził, że znajduje się obecnie na przegranej pozycji. Musiał coś prędko wymyślić, żeby się od nich urwać. Miał jakieś 5 minut zanim się tutaj zjawią. Powinno wystarczyć.
Mężczyzna momentalnie zerwał się na nogi, wyciągnął ze schowka w pasie podłużną linkę i rozrzucił ją poprzecznie przez kawałek lasu. Zaraz potem przyczepił do drzew kilka receptorów ruchu, które eksplodowały w momencie, gdy w ich zasięg wchodziła ofiara. Następnie przytwierdził do drzewa kawałek materiału, tak, by wyglądało to jak gdyby ktoś za nim siedział. W ogromnym bólu ruszył przed siebie, wiedział, że po drugiej stronie lasu znajdzie jakiś statek, którym będzie mógł uciec. Miał do czynienia z jedi. Nie musieli się dać złapać w jego pułapki, ale byli zajęci rozmową, więc była na to realna szansa.
***
Trójka jedi kroczyła lasem Dathomiry, wciąż się spierając. Najstarszy z nich, na oko 25 letni rycerz tłumaczył coś dużo młodszym od siebie padawanom.
-Trochę pokory! Wiem, że są ważni, ale, na boga, jesteście padawanami! Ten gość już powinien siedzieć w kabinie naszej kanonierki, a my razem z nim jako eskorta. Mieliśmy być już w drodze! – całkowicie naburmuszony nie patrzył gdzie stąpa, tak samo jak jego padawani, którzy teraz uraczyli go lawiną usprawiedliwień i kontrargumentów.
-Za dużo od nas wymagasz, dobrze wiesz, że to nie takie proste. Ciekawa jestem, czy sam byś potrafił go schwytać!
-Właśnie, mistrzu! Następnym razem to my idziemy na front, a ty wykonujesz zadania poboczne. Przekonamy się, kto wykonuje swoje zadania w bardziej precyzyjny sposób – Rycerz pokiwał głową jak gdyby był załamany i zrezygnowany machnął ręką.
-Nie wiem jak mam do was dotrzeć… ciężka z was dwójka, i to jeszcze różnej płci. Sam sobie taki los wybrałem… No dobra, skończmy już to gadanie. I tak dobrze wiemy, że to ja mam rację… – przerwał gwałtownie wyczuwając poprzez moc zagrożenie. Wici okalały to miejsce jako niebezpieczne, mimo że wiadomość dotarła w ostatniej chwili to, chwała mocy, że w ogóle dotarła.
-Stójcie! – dziewczyna stanęła natychmiast, natomiast chłopiec szedł dalej odwracając głowę i dalej mówiąc.
-Jasne, jasne… teraz jeszcze stać będz… – potężny wybuch wstrząsnął okolicą, żar ognia buchnął w stronę Rycerza i jego padawanki. Rzucili się na ziemię, by nie doznać poparzeń. Gdy ognisty wir ustał, podnieśli się powoli i ujrzeli zgliszcza… w środku lasu obecnie znajdowała się czarna wysmolona polanka, a na jej środku leżało nienaturalnie powyginane i spalone ciało młodego chłopca. W oczach padawanki pojawiły się łzy.
-Xahr! – krzyknęła i chciała biec, ale rycerz chwycił ją za ramię.
-Zostań… nie możemy być pewni że nie ma tu więcej pułapek… zostawmy tego łowcę nagród. – mruknął, po czym zbadał okolicę. Nie było śladu po zagrożeniu, więc podszedł do ciała chłopca i uniósł je mocą, zdjął swoją pelerynę, nakrył zwłoki. Padawanka wciąż płakała, ale w mocy dało się wyczuć jej skupienie.
-Co teraz, mistrzu? – zapytała, gdy przez chwilę stali w milczeniu bez konkretnych planów, co faktycznie powinni poczynić.
-Nic… wracamy na okręt i lecimy na Dantooine…
***
Cross krwawił coraz poważniej, ale eksplozja, którą usłyszał jakiś czas temu, wciąż dodawała mu sił niczym mały reaktor atomowy. Teraz już nikt go nie ścigał, mógł śmiało dotrzeć do lądowisk i ukraść jeden ze statków… Koniecznie z autopilotem, bo inaczej by sobie nie poradził. Momentalnie jednak jego nadzieje eksplodowały, niczym planeta zżarta od jądra. Otoczyło go kilka postaci zakutych w imponujące pancerze, jedna z nich trzymała w ręce rękojeść miecza świetlnego.
-To co… wygląda na to, że jest was tutaj trochę więcej niż troje? – Mężczyzna z mieczem pokiwał głową i wydał rozkaz aresztowania. Cross nie stawiał oporu, wiedział, że nie ma już żadnej nadziei. Ale los po raz kolejny był mu przyjazny, jeszcze raz jego losy odwróciły się o 360 stopni . Zapanował totalny chaos, coś świsnęło i głowa mężczyzny z mieczem opadła niczym głaz na ziemię. Ostatnim obrazem, który Cross zarejestrował, był błysk czerwonej energii kładącej kolejnych żołnierzy republiki.
-Dajcie spokój to przecież łowca nagród, nie posiada jakichś specjalnych mocy. Jak mógł wam uciec? – to był nowy głos, tego Darrik nie zarejestrował podczas wcześniejszego spotkania z jedi. Następny jednak był mu już znajomy.
-Daj spokój gdyby ktoś zionął ci ogniem w twarz to nie powiesz mi, że byś to wytrzymał… co z tego że mamy moc, w naszej naturze nie leży zabijanie. Poza tym, mamy go dostarczyć w całości do centrum dowodzenia. Widać wiążą z nim jakieś plany – łowca nagród przeanalizował słowa kobiety i stwierdził, że znajduje się obecnie na przegranej pozycji. Musiał coś prędko wymyślić, żeby się od nich urwać. Miał jakieś 5 minut zanim się tutaj zjawią. Powinno wystarczyć.
Mężczyzna momentalnie zerwał się na nogi, wyciągnął ze schowka w pasie podłużną linkę i rozrzucił ją poprzecznie przez kawałek lasu. Zaraz potem przyczepił do drzew kilka receptorów ruchu, które eksplodowały w momencie, gdy w ich zasięg wchodziła ofiara. Następnie przytwierdził do drzewa kawałek materiału, tak, by wyglądało to jak gdyby ktoś za nim siedział. W ogromnym bólu ruszył przed siebie, wiedział, że po drugiej stronie lasu znajdzie jakiś statek, którym będzie mógł uciec. Miał do czynienia z jedi. Nie musieli się dać złapać w jego pułapki, ale byli zajęci rozmową, więc była na to realna szansa.
***
Trójka jedi kroczyła lasem Dathomiry, wciąż się spierając. Najstarszy z nich, na oko 25 letni rycerz tłumaczył coś dużo młodszym od siebie padawanom.
-Trochę pokory! Wiem, że są ważni, ale, na boga, jesteście padawanami! Ten gość już powinien siedzieć w kabinie naszej kanonierki, a my razem z nim jako eskorta. Mieliśmy być już w drodze! – całkowicie naburmuszony nie patrzył gdzie stąpa, tak samo jak jego padawani, którzy teraz uraczyli go lawiną usprawiedliwień i kontrargumentów.
-Za dużo od nas wymagasz, dobrze wiesz, że to nie takie proste. Ciekawa jestem, czy sam byś potrafił go schwytać!
-Właśnie, mistrzu! Następnym razem to my idziemy na front, a ty wykonujesz zadania poboczne. Przekonamy się, kto wykonuje swoje zadania w bardziej precyzyjny sposób – Rycerz pokiwał głową jak gdyby był załamany i zrezygnowany machnął ręką.
-Nie wiem jak mam do was dotrzeć… ciężka z was dwójka, i to jeszcze różnej płci. Sam sobie taki los wybrałem… No dobra, skończmy już to gadanie. I tak dobrze wiemy, że to ja mam rację… – przerwał gwałtownie wyczuwając poprzez moc zagrożenie. Wici okalały to miejsce jako niebezpieczne, mimo że wiadomość dotarła w ostatniej chwili to, chwała mocy, że w ogóle dotarła.
-Stójcie! – dziewczyna stanęła natychmiast, natomiast chłopiec szedł dalej odwracając głowę i dalej mówiąc.
-Jasne, jasne… teraz jeszcze stać będz… – potężny wybuch wstrząsnął okolicą, żar ognia buchnął w stronę Rycerza i jego padawanki. Rzucili się na ziemię, by nie doznać poparzeń. Gdy ognisty wir ustał, podnieśli się powoli i ujrzeli zgliszcza… w środku lasu obecnie znajdowała się czarna wysmolona polanka, a na jej środku leżało nienaturalnie powyginane i spalone ciało młodego chłopca. W oczach padawanki pojawiły się łzy.
-Xahr! – krzyknęła i chciała biec, ale rycerz chwycił ją za ramię.
-Zostań… nie możemy być pewni że nie ma tu więcej pułapek… zostawmy tego łowcę nagród. – mruknął, po czym zbadał okolicę. Nie było śladu po zagrożeniu, więc podszedł do ciała chłopca i uniósł je mocą, zdjął swoją pelerynę, nakrył zwłoki. Padawanka wciąż płakała, ale w mocy dało się wyczuć jej skupienie.
-Co teraz, mistrzu? – zapytała, gdy przez chwilę stali w milczeniu bez konkretnych planów, co faktycznie powinni poczynić.
-Nic… wracamy na okręt i lecimy na Dantooine…
***
Cross krwawił coraz poważniej, ale eksplozja, którą usłyszał jakiś czas temu, wciąż dodawała mu sił niczym mały reaktor atomowy. Teraz już nikt go nie ścigał, mógł śmiało dotrzeć do lądowisk i ukraść jeden ze statków… Koniecznie z autopilotem, bo inaczej by sobie nie poradził. Momentalnie jednak jego nadzieje eksplodowały, niczym planeta zżarta od jądra. Otoczyło go kilka postaci zakutych w imponujące pancerze, jedna z nich trzymała w ręce rękojeść miecza świetlnego.
-To co… wygląda na to, że jest was tutaj trochę więcej niż troje? – Mężczyzna z mieczem pokiwał głową i wydał rozkaz aresztowania. Cross nie stawiał oporu, wiedział, że nie ma już żadnej nadziei. Ale los po raz kolejny był mu przyjazny, jeszcze raz jego losy odwróciły się o 360 stopni . Zapanował totalny chaos, coś świsnęło i głowa mężczyzny z mieczem opadła niczym głaz na ziemię. Ostatnim obrazem, który Cross zarejestrował, był błysk czerwonej energii kładącej kolejnych żołnierzy republiki.