Potężna salwa z dział rufowych pomknęła w stronę majaczącego w oddali okrętu wojennego Republiki. Krwistoczerwone promienie turbo lasera rozbiły się o tarcze, a statkiem zakołysał potężny wstrząs. Kla’Shola, pani admirał rasy Twilek, chwyciła się mocno fotela by, jak reszta załogi, nie potoczyć się pod Turbowindy prowadzące na niższe poziomy „Ostrza Zwycięstwa”.
-Co jest z wami! Wstawać, mamy tutaj bitwę do wygrania i nie chcę słyszeć żadnych słów sprzeciwu! Dowództwo nie wybaczy nam kolejnej porażki, nie tak żałosnej jaka się zapowiada! – mimo, iż jej słowa były pełne stanowczości i pewności siebie, tak naprawdę pani admirał wiedziała, że bitwa była przesądzona już w momencie jej rozpoczęcia. Mandalorianie wysłali w bój całkowicie nowe typy statków stworzone z beskaru, unikatowego surowca, który powstrzymać mógł nawet uderzenie świetlnego miecza. Wszyscy powrócili na stanowiska i wkrótce ze strony „Ostrza Zwycięstwa” w stronę wrogiego okrętu pomknęło kilka smug światła. Rozbiły się one o gruby beskarski pancerz, prawdopodobnie wywołując identyczny efekt co wcześniejsze trafienie w statek republiki.
-Obrać kurs na statek flagowy Imperium… podać dane – zakomunikowała zakładając ręce za plecy.
-Krążownik „Omen Śmierci”, proszę pani, czterdzieści pięć stopni na wschód – kiwnęła jedynie głową dając milczący znak tego, iż mogą rozpoczynać ofensywę. Desperacki atak ze strony jej sił mógł być jedynym, który w tej bitwie się powiedzie.
-Pani Admirał… z całym szacunkiem, ale jeśli skierujemy tam swoje siły, zostaniemy starci w pył! - to jedna z adiutantek trzęsąc się jak osika próbowała stawić czoła bezwzględnej twilekańskiej kobiecie. Jednak Admirał miała swoje zasady… była twarda i nie miała zamiaru ulegać.
-Wykonać rozkaz, Gilia… miej trochę poczucia honoru, wolę tutaj zginąć niż wracać na Coruscant z informacją o kolejnej klęsce – w jednym momencie z drugiego końca mostka nadszedł czyjś krzyk.
-Pani Admirał! Nie będzie do czego wracać! – Momentalnie oczy Kla’Sholi wytrzeszczyły się, a ona sama pobiegła do mężczyzny.
-Co ty wygadujesz!?
-Nadszedł komunikat… Coruscant zostało przejęte przez siły wroga… – nadzieja ulotniła się w jednej chwili…
Krążownik Omen Śmierci
Naden Ormik, świeżo mianowany Amirał Czwartej Floty Imperium przechadzał się po mostku poklepując swych podwładnych by dodać im otuchy. Ich siły w tym starciu bawiły się z przeciwnikiem... co z tego, że tracili małe jednostki… ważne, że duże pozostawały nienaruszone, w oddali wymianę ognia prowadziły flagowy okręt republiki oraz jeden z okrętów Czwartej Floty – „Błędny Rycerz”.
-Sir, skanery pokazują wyraźny ruch wroga w naszą stronę, czy mamy podjąć odpowiednie środki? – pytanie padło z ust zdolnego adiutanta imieniem Taron. Admirał był pełen podziwu dla charyzmy, jaką wykazywał ten młody człowiek byle dojść wyżej w szczeblach swojej kariery.
-Nie, Taron… pozwól im podejść, da nam to okazję ostatecznego i osobistego upokorzenia przeciwnika.
-Tak, Sir! – zakończył Taron i patrzył przez iluminator na stający z nimi oko w oko republikański krążownik. Nagle jednak coś się zmieniło, zamiast rozpocząć spokojny lot w ich stronę odpaliły się procesy obliczeniowe wrogiego statku.
-Sir! Myślę, że oni… Oni chcą skoczyć w nadprzestrzeń wprost w naszym kierunku! – Admirała momentalnie oblał pot, na mostku zapanowała panika.
-Spokój! Uciekać z trasy, ale już!
Mostek „Mściciela”
-Wszystkie parametry skoku ustawione, wszystkie pozostałe jednostki gotowe do skoku… – zakończyła podstawowe procedury jedna z podkomendnych. Kla’Shola jeszcze jakiś czas się wahała, w końcu poświęcała całą flotę dla osłabienia siły przeciwnika.
-Dobrze… ruszamy! – decyzja podjęta była momentalnie, nic już nie mogło jej odwrócić. Teraz byli skazani na dziki pęd.
-Tak jest.
Mostek krazownika „Omen Smierci”
Trwała gonitwa z czasem, Taron na bieżąco informował o pozostałym do skoku czasie, Admirał Ormik obgryzał nerwowo paznokcie modląc się do nieznanego mu bóstwa, by uszli cało z tej szaleńczej gonitwy. Nie ma co, Republikanie poszli na całość wytaczając ciężką samobójczą artylerię.
-Taron, wstawaj, idziemy! – krzyknął nagle ciągnąc chłopaka za ramię munduru, nie było czasu na czekanie, musieli działać.
-Ale, sir!
-Chodź, mówię! – odpowiedział stanowczo Admirał i razem wybiegli z mostku. Ormik poprowadził ich wprost do kapsuł, gdzie bez dwóch zdań wepchnął chłopaka, a potem sam zrobił to samo i rozpoczął procedury uruchamiające start.
-To jest dezercja! – krzyknął chłopak, wciąż wierny rozkazom. Admirał pokręcił jedynie głową i spojrzał na młodziana.
-Głupcze, to jest ratowanie najzdolniejszych żołnierzy Imperium! – wykrzyknął, a później kapsuła wirowała już w przestworzach z dala od „Omenu śmierci”.
Przestrzeń Bitewna
Wszystkie statki Republiki momentalnie zamieniły się w świetliste smugi, cała pozostała resztka floty weszła w nadprzestrzeń, a na jej drodze stały jedynie okręty Imperium. W jednej chwili na polu walki zamiast okrętów utworzyła się jedna wielka kula ognia, rozpędzone do prędkości światła statki zderzyły się z wielką flotą sithów jednocześnie, niszcząc ją całkowicie… gdzieś w oddali szybowała jedyna pozostałość… mała kapsuła z dwoma członkami załogi.
Przestrzeń po zderzeniu flot